Pozdrowienia z zamrażarki, czy podwodna głusza?

młotekPostanowiłam napisać Wam coś o swojej pracy i moim stosunku do niej. Zainspirowały mnie do tego zimowe miesiące i temperatury nieustannie krążące wokół zera, które przy angielskiej wilgotności powietrza odczuwalne są niemal tak samo, jak -30 w Norwegii…

We wpisie o Polakach w Anglii (klik) wspomniałam o podstawowych fizycznych pracach, do których trafia większość imigrantów w ciągu swoich pierwszych miesięcy za granicą. Zakłady pracy i rodzaj wykonywanych przeze mnie w nich czynności to materiał na oddzielny wpis. Dziś jednak chciałabym skupić się na czymś zupełnie innym: na moim osobistym małym kole żebrak-książę-żebrak lub pucybut-milioner-pucybut, które zatoczyłam w ciągu 10-u lat w Anglii.

Podczas swojej bytności w niezliczonych zakładach pracy zawsze słyszałam te same słowa: co taka wykształcona, niegłupia i mówiąca dobrze po angielsku młoda osoba robi w fabryce? Nie przywiązywałam do tych pytań większej wagi i jedynie dziękowałam za komplementy. Nie przyleciałam do Anglii robić kariery, a co tydzień na moje konto wpływała ładna wypłata. Kiedy jednak odeszłam z pracy na urlop macierzyński, który się nieplanowanie przedłużył, zaczęły do mnie pomału docierać wszystkie te słowa i pytania innych pracowników. Czas spędzony z malutkim synkiem w domu wykorzystałam więc na podwyższenie swoich kwalifikacji: robiłam kursy online i różne wolontariaty, dzięki którym moje CV zaczęło wyglądać dużo lepiej. Można więc powiedzieć, że zaczęłam podchodzić do tematu bardziej ambitnie.

Ostatnią rzeczą, jaką udało mi się osiągnąć na wolontariacie, było wygranie dofinansowania o wysokości £5,000 na projekt obiektu. Podczas rozmowy kwalifikacyjnej o pracę na pełny etat w biurze, w którym pracuję do dziś usłyszałam, że to właśnie ten wolontariat (oprócz wykształcenia) przeważył o moim zatrudnieniu. Była to dla mnie ogromna zmiana i cieszyłam się, że udało mi się przerwać ten fabryczny ciąg. Skoro mam w sobie jakiś potencjał i trochę oleju w głowie, to czemu z tego nie korzystać?

Większość moich znajomych z poprzednich prac nadal w tych miejscach tkwi. Kilkoro z nich próbowałam namówić na ruszenie się stamtąd- jestem żywym przykładem tego, że można. Od kilku osób usłyszałam, że dużo by dały, aby zamienić swoją codzienną harówkę na moje popijanie kawki przed monitorem komputera w cieplutkim biurze. Wiem, że każdy jest inny- z innymi możliwościami i z innych powodów zdecydował się na emigrację. Dlatego tym bardziej byłam wdzięczna za swoją szansę. No właśnie: byłam…

pod woda

Uczucie „pod wodą” to określenie wymyślone przed mojego kolegę z pracy, idealnie opisujące to, co dzieje się z człowiekiem zbyt długo siędzącym w biurze. Monotonia biurowego dnia, siedzenie w miejscu i dobijające radio sprawiają, że pomału tracę kontakt z rzeczywistością, a z nudów mam ochotę gryźć swoje biurko. Moje zmysły są przytłumione i gdyby wybuchł pożar- raczej bym się nie zorientowała. Jest to przedziwne uczucie, które męczy jeszcze bardziej, niż fizyczna harówka. Pod koniec pracy czuję się wyczerpana nicnierobieniem do tego stopnia, że w domu już na nic nie mam siły…

Firma, w której pracuję, rozrasta się w oczach, a co za tym idzie- co rusz pojawiają się możliwości rozwoju, awansów i otrzymywania większej ilości odpowiedzialności. Moja koleżanka z biura, która zaczynała tak samo, jak ja, już od dawna jest managerką. Ja natomiast, zamiast pójść w jej ślady, dosłownie wybłagałam u niej swoją drogę powrotną do… magazynu. Osoby z mojego najbliższego otoczenia nie mogą mi się nadziwić, że zrezygnowałam z popijania herbatki na rzecz kurzu i potu.

Na chwilę obecną do biura wpadam głównie rano, aby porobić raporty i zaksięgować kilka zamówień. Resztę dnia spędzam w swojej „Dżungli”: przyjmuję zwroty, wysyłam części zamienne, szaleję z paleciakiem i jestem w nieustannym kontakcie z ekipą z magazynu. Ponieważ jest styczeń, w pracy mam na sobie 5 warstw ubrań, conajmniej 2 kaptury, rękawiczki z obciętymi końcami palców i buty ochronne. Od jednego z chłopaków z biura usłyszałam niedawno, że zdecydowanie odmówiłby, jeśli szefostwo zleciłoby mu jakieś zadanie w magazynie. To jedynie dodało mi skrzydeł: czuję ogromną satysfakcję z tego, że wykonuję ciężką pracę i należę do grona ludzi dających z siebie wszystko i nawet, jeżeli wykonywane czynności są tymi fizycznymi, bez nich nie byłoby firmy. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze komfort niezabierania pracy ze sobą- wychodzę o określonej godzinie i już mnie nie ma. Większa ilość obowiązków oznacza większe zaangażowanie, a co za tym idzie: więcej stresu.

Nie wiem, gdzie w przyszłości zawędruję, ani gdzie za kilka lat będę pracować. Nie lubię planowania, gdyż odbiera mi ono podekscytowanie zagadkowością życia. Możliwe, że przeniosę się do innego miasta, a może nawet kraju. Rodzaj pracy też prawdopodobnie zmienię, żeby było ciekawiej. Jedno wiem na pewno: picie kawki i klikanie w myszkę to nie dla mnie! Wolę ćwiczenie mięśni ud i barków w magazynie.

A jak jest z Wami? Lubicie czuć całym ciałem, że byliście w pracy, czy zdecydowanie wolicie ciche, ciepłe i czyste otoczenie?

wings

55 myśli na temat “Pozdrowienia z zamrażarki, czy podwodna głusza?

  1. No cóż. Nie pracowałam jeszcze w biurze, bo też chyba po prostu nie mam na to ambicji, ale wnioskuję, że skoro nie pragnę wyrwać się za wszelką cenę z magazynu i jest mi tu dobrze to po co? Na pewno nie mogłabym pracować w bezpośrednim kontakcie z klientem, bo cierpliwości by mi brakło bardzo szybko.. a jeśli moja praca miałaby być stricte biurowa, gdzie przez 8 godzin musiałabym wypełniać jakieś papiery, albo ślęczeć przed komputerem, to chyba też byłabym zmęczona. Po za tym póki co planujemy powiększenie rodziny, więc i nie ma sensu zmieniać pracy.. trzeba się tej trzymać, bo jest kontakt to i macierzyński dadzą. 😀 Może też siedząc w domu z dzieckiem dojrzeję do działania…. a może nie 😉 Z resztą ogólnie jeśli los i zdrowie Męża pozwoli, aby mógł sam nas utrzymać to będę chciała zostać w domu z dziećmi i im się poświęcić. 🙂 Tak – chcę zostać kurą domową i dobrze mi z tym.! 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Dzięki za pierwszy i wyczerpujący komentarz 🙂 Ja do siedzenia z dzieckiem w domu mam taki sam stosunek, jak do biura hehe więc nie mogłabym. Ale jeśli Tobie to odpowiada, to z całego serca życzę Wam, aby plan się powiódł. Do tego mieszkacie w kraju, w którym jest to możliwe bez większych wyrzeczeń 🙂

      Do obsługi klientów nawet się nie zbliżam… Bardzo szybko zostałabym dyscyplinarnie zwolniona haha 😛 Klienci mają tendencję do wylewania swoich życiowych żali na osobę pierwszego kontaktu, bo mogą!

      Polubienie

  2. A do Polski powrotu nie planujesz? 🙂 Ja bym w biurze zwariował, nie wiem czemu,ale wydaje mi się,że to najlepsza praca dla nieboszczyków 🙂 🙂 Na szczęście zawód który wykonuję, a raczej wykonywałem, bo ostatnio robię to sporadycznie, a obecnie w ogóle, sprawia że na nudę narzekać nie można 🙂 Wbrew pozorom jestem dość „ruchliwym” człowiekiem i każda monotonna praca sprawia że dostaję pier**lca! 🙂

    Polubienie

    1. Zupełnie nie planuję 🙂
      I wcale nie sprawiasz wrażenia osoby mało ruchliwej 🙂

      Z tą pracą biurową to jest tak, że zależy, jaką się sprawuje w nim funkcję. Bo kiedy obserwuję swoją managerkę jestem pełna podziwu, jak sprawnie potrafi wszystko załatwić i jeszcze podzielić obowiązki pomiędzy innymi. Jest jednak druga strona medalu- ona nie może tak, jak np ja, skończyć pracy i po prostu iść do domu i żyć swoim życiem. Ona pracę zabiera ze sobą, bo musi być zaangażowana.

      Polubione przez 1 osoba

      1. Bociany wracają to i ty kiedyś wrócisz 🙂 🙂 Do każdej pracy trzeba mieć predyspozycje, jeden lubi biuro, tam czuje się dobrze,a inny będzie się męczył…

        Polubienie

  3. Zaskoczyłaś mnie tym wpisem:D Ja od harówki (poza nielicznymi dniami, kiedy naprawdę, sam z siebie, lubię dać sobie w kość) trzymam się z daleka, jak tylko mogę (choć swego czasu pracowałem na budowie i w stolarni; 13 godzin na słońcu robiło swoje. A mój rekord to 17 godzin – po powrocie do domu nie byłem nawet w stanie rozpakować paczki pocztowej, która przyszła pod moją nieobecność). Myślę, że zdecydowanie lepiej czułbym się w biurze (albo tak mi się tylko wydaje). Wszystko zależy od charakteru: Ty, moim zdaniem, najlepiej sprawdziłabyś się jako podróżnik – codziennie coś nowego, nowe bodźce, wrażenia… Wydaje mi się, że działanie jest Twoim żywiołem:) Swoją drogą, musisz przekomicznie wyglądać w tych wszystkich ciuchach – jak saper w zbroi z kevlaru:D

    Polubienie

    1. Cieszę się, że Cię zaskoczyłam 🙂 Na stolarni mogłabym spokojnie pracować, choć może nie 17 godzin 😛

      Trafiłeś w 10-ątkę i aż zdębiałam, że tak dobrze mnie odczytałeś: gdybym nie wybrała rodziny ponad wszystko- byłabym podróżnikiem 🙂

      W pracy usłyszałam, że do tych wszystkich ciuchów brakuje mi jedynie eskimoskiej wędki na ryby haha 😀

      Polubione przez 1 osoba

      1. No popatrz! Poważnie, oczami wyobraźni ujrzałem Cię w oliwkowozielonym kapeluszu, w dżungli, pokazującą do kamery telewizyjnej jakiegoś robaka i tłumacząca, czemu plemię X tak się nim zajada (dla białka oczywiście;) – bo że miałabyś własny program, w to nie wątpię – serio.

        Polubienie

  4. Ja pracuję w biurze, ale mam na tyle obowiązków, że nie ma czasu na nudę. 🙂 Niemniej, obciążenie psychiczne jest spore. Bywają i takie dni, że jestem zmęczona jak po 8 godzinach w kopalni. Lubię swoją pracę – przynajmniej na tę chwilę. 🙂 Niemniej, nie zakładam, że zostanę tam już na zawsze. Zmiany są dobre. 🙂

    Polubienie

  5. Praca w biurze także nie dla mnie. Lubiłam pracę z dziećmi i tak pracowałam, więc robiłam to, co lubię. Uważam, że praca to nieomal pół życia, zatem nie można jej nie lubić albo się męczyć. Przyklasnąć należy Twoim decyzjom o podwyższaniu kwalifikacji, bo nie wiadomo co i kiedy się przyda, jak to w życiu.
    Zasyłam serdeczności

    Polubienie

    1. Widać, za dużo zawierał treści, bo 3 dotarł. WordPress stosuje dziwne ograniczenie co liczby słów. Ale spróbuje go przechytrzyć i komentarz wyślę na raty 😉

      Polubienie

      1. Bardzo ciekawy temat poruszyłaś, zresztą nie pierwszy raz. 🙂
        10 lat to szmat czasu, ale nie każdy emigrant zdołał zapuścić korzenie. Jak widać Tobie się udało. Tym bardziej ciekawa jestem owego „odzielnego wpisu”.
        Droga zawodowa „pucybut-milioner” najpewniejsza jest chyba w USA i ZEA. 😉

        Polubienie

        1. W społeczeństwie funkcjonuje utarte przekonanie, że praca w biurze to żadna praca, od rana popija się kawkę za kawką i przekłada papiery z lewej strony biurka na prawą, i z powrotem, albo stawia pasjansa na biurowym komputerze. Jak napisałaś w odpowiedzi na komentarz Stanisława: „Z tą pracą biurową to jest tak, że zależy, jaką się sprawuje w nim funkcję. „. Od siebie dodam: oraz jaki jest temat przewodni działalności oraz zasięg danego biura. Przykładowo, inaczej wygląda praca sekretarki, czy „zwykłej” urzędniczki, a inaczej księgowej. Inaczej w biurze fabrycznym a za biurkiem w policji. Nie raz ma miejsce sytuacja, że człowiek nie wie w co najpierw włożyć ręce, a zdarza się również, że trzeba siedzieć po godzinach. I to nie tylko w korporacjach.
          Wbrew zapowiedziom, że komputeryzacja zmniejszy zasoby papierologii wcale tak się nie stało, a nawet tego przybyło. Latami firmy prowadziły podwójną pracę, długopisem na dotychczasowych zasadach jednocześnie te same dane wprowadzając do komputera, i robiąc z tego wydruki. Papier poganiał papier. Sama się sobie dziwię, że dałam temu radę. Kiedy już podstawą pracy biurowej przestał być długopis, nadal robi się wydruki, na których się pracuje, oraz na wszelki wypadek, gdyby siadła sieć. I nadal funkcjonują papiery, weźmy choćby CV, różnego rodzaju świadectwa, zaświadczenia, oświadczenia, poświadczenia i… jeszcze Pit-y. Generalnie, samodzielny i odpowiedzialny tzw. pracownik biurowy ma zawsze pełne ręce roboty.

          Polubienie

          1. Każda posada biurowa to inna bajka (tematyka, zakres obowiązków i sposób ich wykonywania), a więc i inne doświadczenia. Moje CV ugina się od różnego rodzaju zawodowych doświadczeń. Wiele razy owa rozległa wiedza pomogła mi to przy załatwianiu różnych życiowych spraw.
            Moja praca biurowa posiada bardzo istotną dla mnie zaletę w postaci kontaktu z żywym człowiekiem, co miało ogromny wpływ na poznanie różnorodności ludzkich charakterów i osobowości, bywało, że od najgorszej strony, a tym samym wyrobiło we mnie skłonność do ograniczonego zaufania (co jest z życiu bezcenne) oraz pozwoliło poznać zakres ludzkich (cudzych i własnych) możliwości. No i nie wieje nudą, a nawet powoduje zabawne sytuacje, kiedy ktoś na ulicy mówi mi dzień dobry, a ja nie bardzo kojarzę tę osobę z nazwiskiem. Mój mąż powiedział kiedyś, że mimo tego iż Warszawa to ogromna aglomeracja, to moją twarz kojarzy chyba z pół miasta – ha ha ha 😉

            Polubienie

            1. Miałam swoje krótkie epizody pracy z klientem i tak, jak Ty, nauczyłam się z nich wielu rzeczy o ludzkiej naturze. To niestety nie dla mnie, szczególnie tutaj, gdzie klienta się dosłownie głaszcze i nie daj Boże zrobi grymas.

              Polubienie

              1. Metoda głaskania klienta to najprostsza droga do pozyskania dla siebie sympatii, na czym korzysta renoma firmy. A przecież to ona mnie żywi. 😉 Ze stosowaniem tej formy działania nie mam problemów, bowiem wpojono mi, że urzędnik jest jak aktor na scenie; nie ważne co myśli, co czuje, jego zadaniem jest jak najlepsze odegranie swojej roli. Czyli, profesjonale podejście do sprawy „klienta” oraz zrobienie jak najlepszego wrażenia. A satysfakcja w postaci powitania na ulicy, możesz mi wierzyć, całkowicie rekompensuje konieczność zakładania maski (kiedy zajdzie tego potrzeba). 😉

                Polubienie

          2. Masz rację we wszystkim, co napisałaś 🙂 Ja trafiłam do biura firmy, która dopiero się rozwijała, więc i obowiązków nie było aż tak dużo, aby poczuć presję. Jestem jednak zbyt wielkim lekkoduchem, żeby świadomie pakować się w tak wielką odpowiedzialność i stres. Pozostawiam to wielkim umysłom 🙂

            Polubienie

  6. Moja praca liczy się jako „biurowa”. Nudzę się w niej rzadko, bywają bowiem okresy, kiedy firma nie ma zleceń, bądź ma ich mniej, ale zazwyczaj roboty jest w bród i nie ma czasu ani na kawki, ani na pogawędki ze współpracownikami.
    Nie lubię tej pracy, nawet nie z powodu tego czym się w niej zajmuję, bo jednak jakoś tam jest powiązana z moimi zainteresowaniami, a też tłumaczę sobie, że uczę się w niej czegoś nowego. Nie lubię, nie cierpię, tej konieczności płaszczenia tyłka przed monitorem przez ponad 7h (po odjęciu przysługującej przerwy na śniadanie i tych wynikających z przepisów bhp), tego hałasu openspace’owej przestrzeni, braku tlenu, braku światła słonecznego. I tego stresu wynikającego z gonitwy za czasem – mamy obowiązek dokładnego raportowania czasu pracy, a jeszcze bardziej – przed popełnieniem głupiego błędu, który naraziłby firmę na spore odszkodowanie. Czuję się upupiona, a po powrocie – totalnie padnięta. I totalnie „nierozruszana”.

    Mam porównanie do jakiejś tam pracy fizycznej, bo jednego lata pracowałam jako instruktor jeździectwa i opiekun kilku koni, miałam też w trakcie swej szkoły sporo praktyk w stadninach i jeździeckich ośrodkach rekreacyjnych. Tamto zmęczenie, choć oczywiście nie było ono porównywalne z np. kopaniem rowów w pełnym słońcu, wspominam jak przyjemne wakacje 😉 Choć obecnie też nie chciałabym tak pracować, to jednak nie do końca moja bajka.

    Poniekąd chyba wciąż jeszcze szukam swojego miejsca na tym zawodowym poletku 😉 Najlepsze byłoby zdrowe połączenie pracy fizycznej z biurową 😉

    PS. Zgadzam się z Morfeuszem – też bym Cię widziała w roli podróżniczki, i z własnym programem telewizyjnym – czemu nie? 🙂

    Polubienie

    1. Więc stąd pegaz? 🙂 Bo kochasz konie? Super 🙂
      Pamiętam Twoje piękne opowiadanie o koniu 🙂

      Z tymi pracami jest chyba tak, jak ze wszystkim w życiu: wszystko ma swoje dobre i złe strony 😉 A ja podróżniczką może i zostanę, kto wie? Jeszcze dużo życia przede mną 🙂

      Polubienie

      1. I stąd i nie stąd ten pegaz. Na pewno pasja do koni maczała w nim paluchy, ale nie była jedyna 😉

        Właśnie, jeszcze dużo życia przed Tobą! Najgorzej jest zamknąć się w pułapce myślenia, że na pewne rzeczy „jest już za późno”, a niestety zbyt wielu ludzi tak robi. A przecież w dzisiejszych czasach jest chyba wręcz odwrotnie, grunt, żeby zdrowie dopisywało 🙂

        Polubienie

  7. No, wiadomo! Pić kawkę i klikać w myszkę to sobie możesz w domu, czytając blogi 🙂
    Mnie też wykończyłoby nicnierobienie. Ale gdybym miała zajęcie i ciekawą pracę, to mogę spokojnie cichutko w gabineciku siedzieć. Kontakt z klientem niekoniecznie. Próbowałam już wielu rzeczy i najbardziej lubię coś tworzyć manualnie. Uwielbiałam pracę w reklamie, gdy wszystko sama… tymi rencyma… 😀
    Mój Tomek z kolei musi być w ruchu. Nie umie usiedzieć w pracy na miejscu, więc też sam siebie zdegradował do pozycji kierowcy 😀

    Polubienie

    1. Są osoby stworzone do takich prac. Mam w biurzę taką laleczkę, która co pół godziny musi się popsikać perfumami 😛 Nic do niej nie mam, ale to właśnie odpowiednia osoba na odpowiednim stanowisku haha 😀 Zapytała mnie kiedyś, czy się nie męczę w magazynie? Hyyyyy? Przecież o to chodzi, żeby się zmęczyć haha 😛

      Polubienie

  8. Wcale Ci się nie dziwię! Skonałabym chyba przy biurku! Muszę być w centrum zamieszania, utytłać się w czymś po łokcie, zamęczyć się, udręczyć i wtedy wiem, że pracowałam. I czas leci a nie stoi brutalnie w miejscu!
    Chyba mamy podobne usposobienie 🙂

    Polubienie

    1. Oj tak! Mijanie czasu też jest bardzo ważnym czynnikiem. Pracy mam zawsze tyle, że wręcz żałuję, kiedy kończy się dzień, bo jestem w trakcie robienia czegoś, głęboko w transie (haha), a tu trzeba do domu iść! 😛

      Polubione przez 1 osoba

  9. Ja mam porównanie, wcześniej praca w biurze, ubezpieczenia, finanse. Coś w czym pewnie gdybym się uparła mogła bym być dobra. Gdy mnie zwolnili , cieszyłam się tak, jak dawno tego nie robiłam. Po 1,5 miesiącu znalazłam pracę, która aktualnie wykonuje. Po 3 miesiącach dostałam awans i czuję się świetnie. Kiedyś opiszę na czym polega moja praca, bardziej szczegółowo, ale myślę, że po to istnieje różnorodność charakterów, aby każdy był odpowiedni na odpowiednie stanowisko. 😉

    Polubienie

  10. Aktualnie w mojej pracy nie ma takiego mięśnia, który by nie pracował, łącznie z aparatem głosowym, ale lubie wracać zmęczona po każdym fitnessie z załącznikiem kilku lub kilkunastu uśmiechów, które razem ze mną wyzionęły ducha 🙂 W swoim życiu pracowałam w sklepie z ciuchami i stanie bez celu lub bieganie jak poparzona, bo „klient wymaga” było tragedią, aczkolwiek pracy siedzącej bym nie zniosła 🙂

    Polubienie

  11. Ja ze wzgledu na zdrowie mogę pomarzyć o pracy fizycznej, będącej kiedys moim marzeniem.
    Wszystko co związane z siła mnie serio pociagalo. Uczylam sie zawsze dobrze, wiec problem to nie byl, aby iść ścieżką umysłową i pracować mocno głową, lecz czasem jak patrzę na moje koleżanki które wybrały studia aktorskie (o których przez kregoslup mogę jedynie pomarzyć) łezka się w oku kręci, ale kto wie, może nie wszystko stracone? Wzięłam się za pisanie na poważnie, może chociaż w tej dziedzinie artystycznej będę mogła zostać na dłużej 🙂
    Podoba mi się Twoje podejście do pracy. Bardzo odważne, ale czy świat przypadkiem nie należy do osób odważnych?

    Polubienie

      1. Lekarze mówią że juz wlasnie nie wszystko, ale udowadniam, że można. Zatrzymałam chorobę i doprowadzilam do poprawy umozliwajacej życie calkowicie normalne. Oczywiście nie mogę podnosic niczego, ale dalam radę przywyknąc :p
        Dlatego skupiam sie na pozytywnym mysleniu. Możemy wiecej, niż nam się wydaje 🙂

        Polubione przez 1 osoba

  12. Uczucie jakże dobrze znane 😉 Siedzenie w biurze rzeczywiście potrafi być bardziej męczące niż praca fizyczna, nawet jeżeli nieustannie coś się dzieje, nawet jeżeli się nie nudzimy. Wysiłek umysłu daje się we znaki również fizycznie. Super, że odnalazłaś się w zajęciu, które pozwala Ci tego uniknąć 🙂 Grunt to robić co się lubi, co daje nam satysfakcję i radość i nie oglądać się na innych 🙂

    Polubienie

  13. Moja praca też zalicza się do biurowej i powiem Ci, że na razie mi to odpowiada. Nudy nie ma wcale, atmosfera jest świetna i aż chce się codziennie tam przychodzić. Może dlatego, że firma nie działa wg polskich standardów, ale naprawdę stawia na dobro pracownika.
    Po moich przebojach w poprzednich pracach tej nie zamieniłabym na nic innego.

    Najważniejsze, żebyś robiła to co sprawia Ci przyjemność 🙂

    Polubienie

    1. Właśnie znalazłam ten komentarz w SPAMie, ale nie jestem pewna, czy już na niego nie odpisywałam? Bynajmniej- dziś się dowiedziałam, że moja firma przenosi się w kwietniu 11mil dalej, a ja nie mam samochodu i nie chcę mieć, więc odpadam. Zobaczymy gdzie teraz wyląduję 🙂

      Polubione przez 1 osoba

  14. Ja wole ciepło. Już biegałem po zimnie. Było specyficznie i ciekawie, ale dużo czasu spędzałem w pracy. Teraz w biurze mam „grzejnikowego partyzanta”; który ciągle zamyka okna i odkręca na full kaloryfery 😀

    Polubienie

Dodaj odpowiedź do Słowna kawiarka Anuluj pisanie odpowiedzi