To była miłość od pierwszego wejrzenia. Przeglądałam ogłoszenia na forum i wtedy GO zobaczyłam. Wiedziałam, że musi być mój. Byłam zaskoczona, że nie rzuciły się na niego hordy zainteresowanych. Jego oczy zdawały się przyciągać nawet na zdjęciu. Wyróżniał się, a przecież takich, jak on, było na tym forum mnóstwo.
Żeby go poznać, musiałam pojechać do miejscowości położonej w innym hrabstwie. Nie mam samochodu, więc w grę wchodził jedynie transport publiczny. 2 autobusy i 2 pociągi w jedną stronę oznaczały 8 różnych pojazdów, 6 przesiadek i zabawianie mojego małego synka (którego musiałam ze sobą zabrać) na wszystkie możliwe sposoby. Pamiętam, że między stacją kolejową, a miejscem docelowym, mieliśmy spory kawałek do przejścia na piechotę i pod koniec niosłam młodego na rękach zastanawiając się, co ja najlepszego wyprawiam i gdzie ja miałam rozum wybierając się w taką podróż.
Wszystkie trudy zostały wynagrodzone, kiedy go zobaczyłam. Zdjęcie nawet w połowie nie oddawało jego piękna, elegancji i odwagi. Wiedziałam, że wróci ze mną do domu- obustronne iskrzenie między nami było odczuwalne na odległość. Nowo poznane osoby w jego domu rodzinnym były szczęśliwe i zachwycone takim obrotem sprawy. Nasza trójka dostała podwózkę na samą stację kolejową i kilka upominków. Wyruszyliśmy w długą drogę powrotną poznając się nawzajem i omawiając nową organizację w domu.
On okazał się być cudowny. Towarzyszył mi wszędzie i przy każdej czynności. Czasami odprowadzał nas z synkiem do szkoły. Kiedy zmywałam naczynia, obserwował mnie i co chwilę dostawał ode mnie całusa w nos. Na wspólnych zdjęciach nawet miny i reakcje mamy takie same. Wszyscy się nim zachwycali i pytali, jak go poznałam. Nie tylko kobiety, ale i mężczyźni nie ukrywali, że najchętniej wzięliby go ze sobą do domu. Był jednak MÓJ!
Poznała go moja najlepsza przyjaciółka, kiedy przyleciała z Polski mnie odwiedzić. Dotrzymywał jej towarzystwa, kiedy ja byłam w pracy i zdążyła go pokochać. Coś było jednak nie tak w jego zachowaniu. Z dnia na dzień wydawał się być coraz bardziej mizerny, bez energii i apetytu. Nie panikowałam jednak aż do momentu, w którym na jego stan zdrowia zwróciła uwagę moja mama. Kiedy mieszka się z kimś i widzi codziennie, stopniowe zmiany nie są tak wyraźnie zauważalne. Mama jednak spotykała go tylko od czasu do czasu i od razu orzekła, że powinien zobaczyć się z lekarzem.
Diagnoza była przerażająca. Mało który lek mógł zwalczyć tę konkretną infekcję wątroby. Brak apetytu, apatia i ogromne stężenie bilirubiny we krwi były nieodłącznymi towarzyszami bólu, który odczuwał on, a my wszyscy razem z nim. Schorowana wątroba nie przyswajała ani leków przeciwbólowych, ani antybiotyków. Sprawcą tej tragedii był inny osobnik, który kręcił się w sąsiedztwie. Wracając któregoś dnia ze szkoły, dostrzegliśmy nieświadomego zabójcę z moim synkiem, a na ziemi leżały akurat rozsypane surowe ziemniaki. Komuś zapewne pękła torba z zakupami. Zaczęliśmy z młodym obrzucać intruza znalezioną amunicją, aż z oczu popłynęły mi długo hamowane łzy.
Każda noc spędzona w szpitalu jedynie potęgowała spustoszenia w jego organizmie, aż w końcu usłyszałam pytanie, czy chcę się z nim zobaczyć ten ostatni raz, zanim odejdzie. Zostałam jednak ostrzeżona, że zrobił się żółty i bardzo schudł, więc zrozumieją, jeśli zdecyduję się zapamiętać go takim, jakim był przed chorobą. Nie pojechałam go zobaczyć i zgodziłam się na wyzwolenie go z bólu, którego koniec miał nie nastąpić. Moje ostatnie wspomnienie to puszysty, mięciutki, śliczny, ciepły i mruczący zwierzak, którego wszyscy uwielbiali.
Mój kot, Olaf, był z nami jedynie 1,5 roku. Przepiękne zdjęcie poniżej zrobił mój mąż.
Myślałam, że piszesz o tym jak poznałaś męża… Moja kotka żyła 6 lat i także musiała być uśpiona z powodu choroby.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja trochę podobnie. Pomysł bardzo fajny 😉
PolubieniePolubienie
Specjalnie tak pisałam, żeby nie było wiadomo do samego końca. Cieszę się, że się udało 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Oj tak, udało się trzymać mnie w napięciu do samego końca. Akoty, jak kiedyś już wspominałam, uwielbiam. Ten ze zdjęcia jest przepiękny.
PolubieniePolubienie
Budujesz dramaturgię jak rasowy pisarz kryminałów. Też myślałem o relacjach spotkanych pomiędzy ludźmi ale spodziewałem się nagłego zwrotu akcji i puenty godniej mistrza. No i nie zawiodłem się.
Mieliśmy kotkę przez kilkanaście lat. Odeszła w ub. roku.Trochę brakuje takiej żywej maskotki ale jeszcze nie dorośliśmy do kolejnego kota ani psa
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo, bardzo dziękuję!! 🙂 🙂
My mieliśmy to samo po Olafie. Przyniesienie do domu kolejnego zwierzaka wydawało się być niemal zdradą.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja zaadoptowałem(nie, nie miałem – to nie była relacja własności tylko rodzinna:) psa przez 18 lat.
Od dwóch lat go nie ma i kurczę…no nie. Ten był jedyny. Zdrada czy nie, nawet nie w tym rzecz. Wziąłby ktoś sobie nową siostrę po śmierci poprzedniej?
No właśnie.
Ale po 1.5 roku to jeszcze nie było aż tak. Wtedy to było możliwe, bo jeszcze się aż tak nie zżyliśmy a picho było młode i cokolwiek…nie do końca wierne 🙂
PolubieniePolubienie
ERRATA: miało być „zadoptowałem psa i byliśmy rodziną przez 18 lat”.
PolubieniePolubienie
A ja się ,,nie dałam nabrać” bo zauważyłam tagi, zanim zaczęłam czytać.. ;P
Przykro mi bardzo z powodu Olafa… Mam rozumieć, że się czymś zaraził od innego kota z sąsiedztwa? Nie był szczepiony, czy może to jakieś paskudztwo, na które wcale się nie szczepi? To przerażające, chyba jednak stanę na głowie, żeby swojego nie wypuszczać… 😦
PolubieniePolubienie
Kot może się zarazić od innych, ale jego organizm może też sam zapaść na chorobę wątroby, jeśli zbyt długo nie je, bo np nie wraca na noc do domu 😦
PolubieniePolubienie
Liczę, ze moj wychowany w domu od malego ponad 9 miesiecy, i nienauczony zycia na ulicy, jednak bedzie wracal predziutko na jedzonko do domu 😀 A najlepiej to zeby nie mial ochoty wylazic dalej niz na ogrod 😀
PolubieniePolubienie
Koty są drapieżnikami, chodzą własnymi drogami. Okrucieństwem byłoby go zupełnie nie wypuszczać, ale strach i ryzyko są duże, więc rozumiem. To tak, jak z dziećmi- trzeba im dać wyfrunąć z gniazda pomimo, że boli.
PolubieniePolubienie
Myślę, że warto było tyle drogi dla niego przejechać ❤ Ja jak zobaczyłam Klementynę na zdjęciu to od razu wiedziałam, że to właśnie ona u mnie zamieszka 😊 Pilnujemy jej jak oka w głowie, a i tak Mama panikuje jak tylko jeden dzień mniej je albo więcej śpi… No cóż, futrzaki powodują totalny zawrót głowy!
Życzę Tobie i całej Rodzinie, by wkrótce znowu jakiś koci przyjaciel zamieszkał w waszym domu 😘
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję i pozdrawiam Waszą kotkę broniącą praw karpi 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Kotka macha do Ciebie łapką 😀
PolubieniePolubienie
Piękny wpis, aż mi stanęły łzy w oczach. Kotek jest teraz pewnie w jakimś raju lub w innym wcieleniu, niech będzie mu dobrze.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
U mnie podobna historia – Brutus miał złośliwego guza, który odrastał. Postanowiliśmy go uśpić, a j ryczałam jak bóbr i nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Kocham zwierzęta, ale psa nie chcę mieć już nigdy.
PolubieniePolubienie
Może kiedyś rana zagoi się na tyle, że otworzysz się na nowego podopiecznego.
PolubieniePolubienie
Heh, niemal do samego końca myślałem że piszesz o facecie… Cóż, sam jestem strasznym zwierzo-lubem, więc doskonale rozumiem co czułaś…
PolubieniePolubienie
Nie dałam się nabrać, ale myślałam o piesku. Może dlatego, że sama mam pieseła chorego na nerki. Zwierzę, które dłużej przebywa z rodziną, staje się pełnoprawnym członkiem tejże, więc przeżywa się wszelkie choroby, także odejście.
Serdecznie pozdrawiam
PolubieniePolubienie
Bardzo Wam współczuję, wiem co to znaczy pożegnać ukochanego zwierzaka…
Żaden kolejny go nie zastąpi, ale życzę Wam, żeby jakieś maleństwo szybko zapełniło tę pustkę 😉 :*
PolubieniePolubienie
Od początku domyślałam się, że piszesz o swoim kocie.
No, cóż… U mnie rana wciąż świeża, choć minęło 7 miesięcy. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek mi przejdzie.
PolubieniePolubienie
Myślałam o Tobie i Roniowym pisząc to. Twoja rana jest nieporównywalnie większa, bo spędziłaś z nim wiele lat. U nas od tego zdarzenia upłynęło już tyle czasu, przez ile mieliśmy Olafa, a ja nadal tęsknię.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję:)
PolubieniePolubienie
O matko, dech mi zaparło, jak zaczęłam się mocniej wkręcać w ten dramat. No piszesz, tak, że człowiek czytając prawie nie oddycha. Brawo! A strata zwierzaczka boli. Ja mam najcudniejszego, czułego kocurka syjamsiaego Kleosia. To moja miłość, także!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję najpiękniej jak potrafię za te cudowne słowa 🙂
Coś mnie dziś przyciągnęło do komentarzy u Joanny i natrafiłam na Ciebie 🙂
PolubieniePolubienie
Tak miało być. Jestem już z Tobą na blogu
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo mi przykro!
PolubieniePolubienie
Buuuu, Seeker, tak mi przykro!
Współczuję Ci, jako odwieczna kociara! :***
PolubieniePolubienie
To się stało już dawno temu, ale nadal czuję 😦
PolubieniePolubienie
Tego się nie da tak szybko zapomnieć, zwierzaki to w końcu członkowie rodziny 😦
PolubieniePolubienie
Przykro z powodu kotka. Mój kot właśnie dlatego został kotem niewychodzącym. Piszesz w komentarzu: „Koty są drapieżnikami, chodzą własnymi drogami. Okrucieństwem byłoby go zupełnie nie wypuszczać”. Ja się z tym nie zgadzam. Owszem, koty są drapieżnikami, ale bez problemu mogą żyć szczęśliwie nie wychodząc z domu, tylko trzeba im poświęcić trochę czasu na zabawę i zaspokojenie instynktu łowcy. Koty wychodzące zwykle nie dożywają starości. Nasz świat nie jest ich naturalnym środowiskiem, już nie. W każdej chwili mogą zostać potrącone przez samochód lub zostać otrute (świadomie bądź nie). Myślę, że kot byłby bardziej wdzięczny za długie życie w domu, niż za krótkie i pełne niebezpieczeństw wypuszczany na świat.
Ale to decyzja indywidualna.
PolubieniePolubienie
O to to już trzebaby zapytać kota 🙂 Choć znam przypadek kocurka z blokowisk, który przez całe swoje życie nosa na dwór nie wystawił i spadł z 10-ego piętra za ptaszkiem, którego instynktownie chciał upolować.
To jak z wychowaniem dzieci- one często nie wiedzą, że nasze decyzje, choćby nie wiem jak niefajne się wydawały, mają na celu je przed czymś uchronić.
PolubieniePolubienie
Dlatego trzeba zadbać o zabezpieczenie okien/balkonu, by kot nie mógł wypaść.
Mój spadł z 1 piętra, bo się poczuł zbyt pewnie na parapecie zewnętrznym – zapragnął się umyć i wygodnie umościć i zabrakło mu miejsca. Na szczęście poza lekko stłuczoną łapką nic mu się nie stało, ale od tego czasu mam okno zabezpieczone specjalną siatką.
PolubieniePolubienie
Acha i jeszcze jedno 🙂 Dzięki, że zajrzałaś. Twój blog wygląda ŚLICZNIE. Treść też mi bardzo odpowiada szczególnie, że zabieram się za tłumaczenie książki z polskiego na angielski zupełnie amatorsko! Może znajdę u Ciebie jakieś porady 🙂
PolubieniePolubienie
Dziękuję 🙂 I mam nadzieję, że moje teksty w czymś pomogą, chociaż na razie na blogu jeszcze mało konkretów, ale wkrótce się to zmieni.
PolubieniePolubienie
Łączę się z Tobą w bólu. Twór wpis sprawił, że zacząłem zastanawiać się nad tym, gdzie są wszystkie te koty, które miałem? Mieszkam na wsi, i koty były u mnie odkąd pamiętam. Swego czasu mieliśmy kilka kotek jednocześnie – wszystkie kociły się, każda miała po minimum 2 kotki, najczęściej 3 lub 4. Cóż – niektóre pewnie upodobały sobie inne domostwa, ale w większości wpadały pod samochody… Koty nie bardzo rozumieją, jak bardzo auta są dla nich niebezpieczne, dopóki pod nie nie wpadną. Jeśli przeżyją pierwsze zderzenie – przez resztę życia będą znacznie rozsądniejsze. Tak w ogóle, jak żyję, miałem tylko jedną kotkę, która zmarła ze starości. Była niesamowicie cwaną i łowną kocicą (kiedyś upolowała małego zajączka!). O przebojach, jakie miałem z kotami, mógłbym sporo opowiedzieć;)
PolubieniePolubienie
Tytuł jest bardzo adekwatny: najważniejsze, że kotek trafił w najlepsze możliwe ręce, że miał dobre życie.
PolubieniePolubienie
Bardzo mi przykro 😦
PolubieniePolubienie
Miłość zwierzęcia jest nieoceniona. Przy naszych 3 psach widać to doskonałe, jak każdy z nich potrafi na swój sposób odwzajemnić uczucie i emocje. Nasza czwarta psinka jest już w psim niebie, ale duszą zawsze jest z nami. 9 letnia sunia miała guzy. Ale zawsze zapamiętamy ją, jako kochaną, szczęśliwą, piękną perełkę. Wiem, że Twój post jest o kotku, mój komentarz o psach, ale… Wszystkie zwierzęta nasze są 🙂
PolubieniePolubienie