19/52 – Najgorsze dni w życiu

Hasłem dzisiejszego tekstu miał być najgorszy dzień w życiu. To dość sztampowe określenie. O ile na pewno znajdą się osoby, które przeżyły w swoim życiu taki właśnie jeden, najgorszy dzień, który wpłynął na jego całą resztę, tak wydaje mi się, że większość z nas mogłaby jednak wymienić takich dni dużo więcej. W moim przypadku właśnie tak jest: przeżyłam bardzo dużo ,,najgorszych dni w życiu”. Co najsmutniejsze, aczkolwiek mało zaskakujace to to, że właściwie wszystkie te dni mają związek z dziećmi.

Odkąd zostałam mamą 11 lat temu nigdy nie próbowałam ubarwiać rzeczywistości ani przed innymi, ani przed samą sobą. Od samego początku głośno wyrażałam swoje niezadowolenie, rozczarowanie i żal spowodowany macierzyństwem i trudami, które się z nim wiążą. Jak można się domyśleć, spotyka się to niezmiennie z dezaprobatą społeczeństwa, a szczególnie kobiet. Nieważne, czy są matkami czy nie. Powszechnie przyjmuje się, że kobiety powinny mieć w sobie nieskończone pokłady miłości i cierpliwości, a dzieci powinny być ich największym szczęściem i spełnieniem. Jeżeli tak nie jest, to są wyrodnymi matkami lub kobietami pozbawionymi instynktu macierzyńskiego.

Chciałabym, żeby ktoś powiedział mi wprost prawdę o tym, jak wygląda życie z dziećmi jeszcze zanim się na nie zdecydowałam. Być może podjęłabym inną decyzję, a może podjęłabym taką samą, ale z większą świadomością i przygotowaniem. Stało się jednak zupełnie inaczej. Dorastałam w przekonaniu, że macierzyństwo to cudowna rzecz, o której marzy każda kobieta. Nawet cholerne figurki z jajek niespodzianek często przedstawiały uroczą mamę-świnkę, mamę-małpkę czy mamę-pieska ze słodkim dzieciątkiem będącym ich małą kopią. Tam gdzie idzie mama, tam idą jej dzieci i odwrotnie. Urocze, prawda? Tam gdzie mama, tam i dzieci. Tam gdzie mama, tam i dzieci. Tam gdzie mama tam i dzieci. Tam gdzie mama tam i dzieci tam gdzie mama tam i dzieci tamgdziemamatamidzieci I TAK CAŁY CZAS.

Dzieci są jak kula u nogi. Nie wiem, czy to kwestia indywidualnej sytuacji rodzinno-finansowej, czy może powiedzieć tak każda matka, jednak u mnie to niestety tak wygląda. Nikt nic nie musi, bo wiadomo, że ja wszystko zrobię, o wszystko zadbam i o wszystkim będę pamiętać. Z drugiej strony nieważne, ile wkładu w wychowanie dzieci ma mąż/chłopak – może starać się najlepiej, jak potrafi, ale zawsze będzie coś, co będzie go odróżniać od matki dzieci: on w każdym momencie może wyjść i nie wrócić. WYJŚĆ I NIE WRÓCIĆ. Niektóre matki też tak postępują, ale są to przypadki na tyle rzadkie, że stanowią jedynie przykłady pewnej anomalii.

Z jednej strony cieszę się, że nie mam dużej rodziny. Im mniej w moim życiu ludzi i ich dram, tym lepiej. Przekłada się to jednak na brak jakiejkolwiek pomocy ze strony cioć, babć czy sióstr. Gdyby ktoś mógł mi przynajmniej pomóc zapanować nad moją dwójką dzieci, kiedy ja gotuję obiad. Taka prosta rzecz, a jak bardzo może być utrudniona przez jęczącego, znudzonego jedenastolatka i dwuipółlatkę z misją życiową o kryptonimie ,,Złapać kota za ogon i połamać mu wszystkie łapy”. A przecież to tylko gotowanie. A wakacje? Czy istnieją w ogóle wakacje z dziećmi? Nie istnieją. Wakacje z dziećmi to jedynie bycie matką, tylko że w innym miejscu i za ogromne pieniądze.

W niektórych kulturach świata dzieci traktuje się jak inwestycję w przyszłość; im więcej dzieci, tym lepiej, bo będzie więcej pomocy i ten cały trud zwyczajnie się opłaci. Nawet gdybym miała zacząć w taki sposób na to wszystko patrzeć, to szczerze powiem, że już mogę stwierdzić, że nie warto. Po prostu nie warto przez to wszystko przechodzić, nawet jeżeli pod sam koniec tej drogi pełnej niewdzięczności miałaby czekać jakaś nagroda. To nie jest żadna inwestycja. To są stracone lata, pieniądze, energia, radość życia, możliwości i autonomia, których się już nigdy nie odzyska. Mam 36 lat i kilkanaście siwych włosów. Wszytkie te włosy powstały podczas zdalnego nauczania w czasie pandemii. To póki co jedyny naoczny wynik 11 lat trudów, nerwów i wyrzeczeń. Boję się myśleć, co będzie za kolejne 11.

Wiem, że ten wpis nie odzwierciedla przekonań i doświadczeń każdej matki. Wiem, że są kobiety, które uwielbiają być matkami, spędzać czas opiekując się domem i dziećmi. Wiem, że nie jestem materiałem na matkę, a przynajmniej nie taką, jaką powinnam być. Napisałam to wszystko dlatego, że chciałam dodać odwagi kobietom, które czują podobnie, a które boją się do tego przyznać nawet przed samymi sobą. Jeśli choćby jedna matka uśmiechnie się pod nosem czytając ten tekst, to w zupełności mi to wystarczy. Ja nie otrzymałam ani zrozumienia, ani wsparcia ze strony innych ludzi przez 11 lat.

Możnaby powiedzieć, że dzieciom wszystko się należy, bo się na ten świat nie prosiły, i że skoro podjęta została decyzja o tym, żeby sprowadzić je na świat, to teraz trzeba im uchylić nieba. I ja się z tym w pełni zgadzam. Tylko że to W DALSZYM CIĄGU NIC NIE ZMIENIA. Daje się tym dzieciom więcej, niż ich małe mózgi są w stanie ogarnąć, a w zamian dostaje się gówno, dosłownie i w przenośni. Dostaje się wrzaski, syf, smród, pretensje, żądania, wezwania do szkoły, pizzę na dywanie sosem pomidorowym do dołu i życie dyktowane nieswoim zegarem biologicznym.

Obrazek pochodzi ze strony: https://www.deviantart.com/tearstinttraintracks/art/A-Girl-on-a-Cliff-255614832

27 myśli na temat “19/52 – Najgorsze dni w życiu

  1. Na odczucia nie ma mądrych, gdyż jedne matki świata nie widzą, w tym również męża, poza dziećmi, a innym dzieci zwyczajnie przeszkadzają, bo do dzieci trzeba mieć olbrzymie pokłady cierpliwości, a nie każda ma na tyle, by zagospodarować każdą chwilę dla dzieci. Nie jest łatwo, przyznaję, ale kiedy dzieci dorosną, zwykle pozostaje żal, że nie są małe…

    Polubienie

    1. Czasami zastanawiam sie nad tym, jaka bedzie moja reakcja na to, ze dzieci dorosna i pojda w swiat. Czy bede miala syndrom pustego gniazda, czy jak jedna z bohaterek ksiazki, ktora niedawno czytalam, a ktora specjalnie kupila sobie samochod typu mini, zeby przypadkiem jej doroslym dzieciom nie przychodzilo do glowy podrzucac jej wnuki 😀

      Polubienie

  2. Dzieci nie mam i z każdym rokiem jestem coraz bliższa decyzji, że lepiej ich nigdy nie mieć. Nie rozumiem ludzi, którzy strzelili sobie dzieci, bo,, tego im brakowało do spełnienia „. Dzieci nie są środkiem do poczucia spełnienia.
    Dzieci to obowiązek, bycie rodzicem to tylko wyrzeczenia, zero czasu wolnego, a świat jest tak okropny, że nie wiem, czy w ogóle powinniśmy karać nasze dzieci ściąganiem ich na ten świat. Ja zdecydowanie nie mam instynktu macierzyńskiego- jak tylko widzę dzieci na imprezach rodzinnych czy firmowych, to uciekam przed nimi, bo nie wiem jak się z takim dzieckiem gada czy go trzyma. Wszystkie moje koleżanki zawsze,, jarają się” jakimś dzieciakiem na ulicy, zaglądają do wózków, uroczo gadają do obcych dzieci, zabawiają- ja w życiu, nigdy, prędzej odwrócę się na pięcie. Dzieci nie są urocze, są niezdarne- to jedyne, co przychodzi mi do głowy, kiedy o nich myślę.
    Więc całkowicie popieram twój tekst- etap bycia rodzicem jak najbardziej może być związany z najgorszymi chwilami życia. Szczególnie, że dzieciaki są niewdzięczne i uważają, że cały świat się wokół nich kręci, a rodzice nie pragną niczego innego niż ich wiecznie zabawiać. Chciałabym, żeby moje dzieci urodziły się już jako conajmniej jedenastoletnie, bo chyba nie przeżyję ich dzieciństwa 😀

    Polubione przez 1 osoba

    1. Chyba najlepiej jakby rodziły się już 18-letnie i świety spokój 🤪 Nam z mężem brakowało dziecka do szczęście i jest naszym największym szczęściem, choć wielokrotnie jest to szczęście przez zaciśnięte zęby 😉 Kiedyś chciałam mieć dwójkę dzieci, teraz po roku jestem zdania, że jedno w zupełności starczy.

      Polubienie

      1. Ja sobie wymyśliłam, że będę mieć 4, bo sama jestem jedynakiem, mój facet jest jedynakiem, i chciałam zbudować w Australii klan z moich umysłowych klonów. Mam też za dużo pomysłów na imiona. Ale mam nadzieję, że ta czwórka się po prostu zajmie sobą nawzajem. Ale wiem, że nikt nie ma ochoty rodzić tych dzieci, ani być w paskudnej ciąży, ani potem się nimi zajmować. Więc jak już je będę mieć, to będę musiała jak automat przeżyć ich pierwsze naście lat życia, inaczej zwariuję. Może oddam mamie, ona chciała trójkę- do tej pory czuje się niespełnioną matką : ) Ale choćbym nie wiem, ile razy słyszała, że dzieci dają szczęście czy spełnienie, a słyszę to też od mojej mamy, to nie potrafię tego zrozumieć. Ja dopiero jak będę spełniona, to mogę mieć dzieci, bo wiem, że one zablokują mi pracę, hobby i samorozwój- nie będzie czasu. Myślę, że moje podejście do dzieci to będzie ,,jestem z nich dumna, ale nie są źródłem mojego szczęścia”. Nie mogę uzależniać szczęścia od istnienia albo nie istnienia kogoś. No i naprawdę drażni mnie nieporadność i niezdarność dzieci : ( . Dorosłych zresztą też. Zdecydowanie jestem ,,potworem” w tej dziedzinie życia : ) Przyznaję się bez bicia.

        Polubienie

        1. Może nie będzie tak zle z 4 😜Ja mam dwójkę dzieci, ale za to 3 rodzeństwa. Moja mama zawsze twierdzi, ze byliśmy grzeczni (w miarę małe różnice wieku). Tzn ja pamietam jak się tluklismy z rodzeństwem, ale tez się bardzo kochamy- chociaż nigdy nie okazujemy tego w ten bezpośredni werbalny sposób lol. Byłam za to ostanio na urlopie i nagle z dwójki dzieci moich dzieci zrobiła się 4 i powiem ci, ze faktycznie dużo mniej kłopotów i krzyków przy 4 niż przy samej mojej dwójce (dzień i noc). Nawet przychodziły na jedzenie na zawołanie do stołu (wciąż nie wierze) i wyjadały wszystko (gdzie zazwyczaj moj syn po 4 machnięciach łyżka do buzi jest już zmęczony!). Mi dzieci potrafią ostro dać w d, ale paradoksalnie nadają jakiś dziwny większy sens- akurat mam teraz od nich wakacje, wiec wiem co mówię 🙂

          Polubienie

          1. Więc może faktycznie czwórka zaczyna tworzyć „naturalbe przedszkole” i jako że „męczą siebie nawzajem”, to nie mają już tak dużo sił męczyć rodziców ☺ jakoś tak ten komentarz napawa mnie nadzieją. Tylko kto to wszystko urodzi- to już wyższa szkoła jazdy…

            Polubienie

      2. Moze Ci sie odmienic za pare lat, kiedy Malwinka wyrosnie z tej najbardziej wymagajacej fazy. Ja chcialam, zeby moj syn mial rodzenstwo. Moze za pozno, ale jednak ma siostre, ktora bardzo kocha i pieknie sie opiekuje. Pamietam jego samotnosc jako dziecko.

        Polubienie

      1. Ale długo trzeba czekać na to zakończenie się niezdarności u dzieciaków- jednak prawda- kiedyś w końcu mija. Ja też nie za bardzo lubię psy- niech sobie grześ tam biegają, ale niegdy nie miałam pragnienia psa w domu. Kotki sąlepsze, takie dostojne i puszyste : )

        Polubienie

  3. Ja nie jestem matką i w najbliższym czasie nie planuję nią zostać, ale jestem w stanie Cię zrozumieć. Tak jak nie każda kobieta jest w stanie być kurą domową, tak nie każdą cieszy rola matki. Ludzie są różni. Są kobiety stworzone do macierzyństwa, a są i takie które na myśl o posiadaniu choćby jednego bąbelka dostają łupieżu. Na Twoje nieszczęście życie ułożyło się trochę inaczej niż tego byś chciała, ale i wielu Ci zazdrości. Ja np. chciałbym mieć taką rodzinę jaka Tobie udało się stworzyć. Swoją drogą coś w tym jest, że los najczęściej daje nam to czego w ogóle nie potrzebujemy 🙂 🙂 Na koniec Cię pocieszę, nim się obejrzysz Twoje pociechy dorosną i wyfruną z gniazda a Ty będziesz miała święty spokój 🙂

    Polubienie

  4. Wielki szacunek dla Ciebie za to, że napisałaś tak szczerze. Masz jaja kobieto😉. Nie jestem matką i nigdy nie chciałam nią być, wystarczy mi, że zawodowo zajmuję się młodzieżą (wcześniej dziećmi z klas 1-3). Bycie rodzicem to gigantyczne wyzwanie,stres,odpowiedzialność, z czego ludzie nie zdają sobie sprawy.Przesyłam Ci duże uściski wsparcia na trudne dni, bo na odległość tylko tyle mogę. Trzymaj się dzielnie!

    Polubienie

  5. Mówi się, że każdy lubi dzieci dopóki nie ma swoich. Najgorsze jest właśnie to, że nawet matka matce nie może się zwierzyć tak od serca… A jak matka nie tryska radością z powodu macierzyństwa to zaraz jej się wciska depresję poporodową. Nie ma co się oszukiwać, macierzyństwo wygląda pięknie tylko na Instagramie 😉

    Polubienie

  6. Masz swój obraz, każdy ma prawo. Dla mnie dzieci to… (tylko się nie śmiej) nauczyciele. One mi przynoszą nowy świat, nowinki wszelkie, bo i słowne i techniczne i… przez takich małych mężczyzn (bo mam synów) zyskuję wejście w psychikę męską, jakiej mi nie dało życie… niestety, ale i pomoc (siłę, która mnie odciąża z niektórych obowiązków) jakiej nigdy od nikogo nie dostałam.
    Dzieci nikomu nie rodzą się bez powodu.

    Polubienie

      1. Ja pamietam jak przechodziłam swoje kryzysy (choć średnio kilka razy w miesiącu nadal je mam 🤣), starałam się wejść w buty dziecka, przypomnieć sobie swoje dzieciństwo i moje zachowanie w tym wieku, jakie podejście rodzica by na mnie zadziałało, tym bardziej, ze śmiać mi się czasami chce (w sytuacji gdzie należy „skarcić dziecko”), bo moje dzieci czasami odpowiadają lub robią podobne rzeczy do tych co ja robiłam jako dziecko, a ja zachowuje się tak samo jak moi rodzice, wypowiadając ta sama formułkę co oni 😂. Ale jeśli troje dziecko ma 11 lat, to dawaj znac jak sobie radzić, moje 9cio letnie już czasami takim hasełkiem walnie, ze oczy wychodzą.

        Polubione przez 1 osoba

        1. Jak ja tego nienawidze, jak sie przylapie na powtarzaniu słów mojej mamy hehe 🙂
          A co do radzenia sobie, to po prostu probuje przemowic temu czlowiekowi do rozsadku, tlumacze, wyjasniam zaleznosci. Jak nie pomaga, to daje szlabany albo groże 😛

          Polubione przez 1 osoba

      2. Możliwe, że to kryzys.
        Dzieci potrafią dać w kość, ale jak potem przyjdą z tymi swoimi minkami i powiedzą coś, że aż złapie za serce albo przytulą i… poczujesz, że to jest takie czyste, że samemu można się w tym oczyścić z wszelkich wątpliwości to… Będzie dobrze zobaczysz i tu nie o nagrodę chodzi, ale o te więzi.

        Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz